wtorek, 26 lipca 2011

day 22 - 26 lipca - Ligonde - Ponte Campana (4)





Kolacja za dychę była wypasiona, że szok. Dwie różne zupy: caldo galega i soczewicowa, spaghetti bolognese, kurczak z surówką i deser. Oczywiście wody, chleba i wina do woli. Fajna ekipa nas była przy stole: 4 Hiszpanów, ale z różnych końców kraju, Greczynka, Włoszka, Szwajcar, Czeszka i ja. Siedzieliśmy ponad dwie godziny. W ogóle to miłe miejsce na wypoczynek, 5 km od jakiejś cywilizacji (prąd tu mają i nawet zasięg komórki, ale netu nie). Właściwie przy niektórych hiszpańskich wsiach lubelszczyzna to Manhattan.

1 komentarz:

  1. wygląda jak rodzinne spotkanie;)pozdrawiam mariola

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.