Camino jest jak miniatura zycia. Sa odcinki o roznym stopniu trudnosci, czasami czlowiek prawie biegnie, czasem ledwo powloczy nogami, raz idzie z kims, a potem znowu sam. Niektore drogowskazy sa wyrazne i widoczne z daleka, inne ukryte lub zatarte i dostrzega sie je dopiero w ostatnim momencie. Czasami sa to metalowe muszle w chodniku, o ktore w razie potrzeby mozna sie nawet potknac, zeby nie przegapic, ale czesciej jest tak, ze jak czlowiek patrzy pod nogi i uwaza gdzie stapa, to nie tylko traci sie piekne widoki, ale rowniez oznaczenia drogi mu umykaja. Czasem przydaje sie podczepic do kogos, kto ma lepszy wzrok...
13-ty dzien na szlaku i 15-ty w sumie w Hiszpanii. Przyzwyczailam sie juz do jezyka. Po semestrze w Niemczech i 16 dniach w Rzymie, to najdluzszy moj pobyt zagraniczny jak dotad. Co ciekawe ten kraj jakos nigdy mnie nie pociagal, raczej nie wybralabym sie tu na wakacje - tym bardziej na caly miesiac - gdyby nie fascynacja Camino.
Caffe con leche mi sie skonczylo, pora publikowac posta, wziac sello i ruszac w dalsza droge. Buen Camino :)P.S. Jakos nic nie komentujecie. Napiszcie cos, niech wiem, ze czytacie :)
a bo jakoś sie komentowac nie chcialo.. ;)
OdpowiedzUsuń