Doszłam do Sarrii. Odległość spoko, 11 km, ale po drodze żadnego miejsca na postój. Dlatego też już jestem w hotelu i podziwiam najnowszy nabytek.
Przez wiekszosc drogi z Samos wyprzedzalismy sie z jakims Japonczykiem (chyba). To znaczy, jak sie zatrzymywalam, zeby sprawdzic droge, albo sie napic, to wtedy mial szanse mnie dogonic ;) A na ostatnich kilometrach szlam z Agnieszka z Warszawy, ktora poznalam wczoraj w albergue w Samos :) A tak to dzisiaj nic ciekawego poza tym, ze juz trzeci raz na tej wyprawie zapomnialam kijkow i wracalam sie po nie. Musze zrobic do nich jakas smycz i przywiazac je do plecaka albo nauczyc je szczekac :)

Wygląda kiepsko i pewnie boli...Pocieszające chyba jedynie to, że nie na twarzy:) Pomyśl: mogło spiec cię słoneczko albo pojawiłby się trądzik młodzieńczy? A tak wyglądasz jak profesjonalny, autentyczny pielgrzym! Nadal Ci kibicuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń