Pizzy, którą kupiłam w Melide, wystarczyło mi na obiad i kolację. Znowu albergue bez kuchni, a w pokojach zakaz jedzenia i picia. Pozostaje mi się cieszyć, że właściciele się nie wzburzyli jak zeszłam z nią na dół, zamówiłam cidra, usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. No ale cóż mi pozostało? Kuchni ani jadalni niet, w pokojach nie wolno, przecież jej nie wyrzucę. Może pielgrzymom po prostu na więcej się pozwala. Choć czasem to pielgrzym na za dużo se pozwala. Dzisiaj w jednym kościółku babcia (nie z wyglądu ale była z wnuczkiem, który mówił do niej: abuela) usiadła w pierwszej ławce i jakby nigdy nic zaczęła gadać przez telefon. Potem oddała komórkę wnuczkowi, przeżegnała się i wyszła. W innym z kolei panie od pieczątek nadawały non stop na cały regulator. Wpisałam się do księgi pamiątkowej z adnotacją, że ucieszyłaby mnie cisza w tym miejscu na refleksję dla pielgrzymów. Chyba pod koniec robię się coraz bardziej upierdliwa. Zostały 3 dni. Przyzwyczaiłam się do wysiłku, bo popołudniami już nie jestem zmęczona, nawet chwilami mi się nudzi jak Marcie na początku. A czasami nasila się głupawka - dzisiaj szłam śpiewając "Tłusto gęś loto mi po placu" :) może wpływ porannej Pszczółki Maji.
Man kann den Blog aus dem Polnischen leicht übersetzten indem man rechts die "Translate"-Funktion benutzt :)
środa, 27 lipca 2011
day 23 - 27 lipca - Ponte Campana - Boente (4)
Pizzy, którą kupiłam w Melide, wystarczyło mi na obiad i kolację. Znowu albergue bez kuchni, a w pokojach zakaz jedzenia i picia. Pozostaje mi się cieszyć, że właściciele się nie wzburzyli jak zeszłam z nią na dół, zamówiłam cidra, usiadłam przy stoliku i zaczęłam jeść. No ale cóż mi pozostało? Kuchni ani jadalni niet, w pokojach nie wolno, przecież jej nie wyrzucę. Może pielgrzymom po prostu na więcej się pozwala. Choć czasem to pielgrzym na za dużo se pozwala. Dzisiaj w jednym kościółku babcia (nie z wyglądu ale była z wnuczkiem, który mówił do niej: abuela) usiadła w pierwszej ławce i jakby nigdy nic zaczęła gadać przez telefon. Potem oddała komórkę wnuczkowi, przeżegnała się i wyszła. W innym z kolei panie od pieczątek nadawały non stop na cały regulator. Wpisałam się do księgi pamiątkowej z adnotacją, że ucieszyłaby mnie cisza w tym miejscu na refleksję dla pielgrzymów. Chyba pod koniec robię się coraz bardziej upierdliwa. Zostały 3 dni. Przyzwyczaiłam się do wysiłku, bo popołudniami już nie jestem zmęczona, nawet chwilami mi się nudzi jak Marcie na początku. A czasami nasila się głupawka - dzisiaj szłam śpiewając "Tłusto gęś loto mi po placu" :) może wpływ porannej Pszczółki Maji.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.