środa, 3 sierpnia 2011

3 sierpnia (1) - Santiago

Finisterrę opuszczałam w takiej mgle, że nawet portu nie było widać, za to Santiago powitało mnie znowu bezchmurnym niebem. Łapanie kolejnych autobusów wyszło mi całkiem sprawnie, więc jestem na lotnisku 4 godziny przed odlotem. Przyzwyczajona do pielgrzymek odbywających się w określonym czasie, raz po raz łapałam się na tym, że trochę dziwię się widząc kolejnych pielgrzymów nadal idących do Santiago :) To takie ważne odkrycie uczące wyrozumiałości, że ludzie, których spotykamy, są na różnym etapie swojej pielgrzymki i idą różnym tempem... Lotnisko, coś swojskiego, jakkolwiek różne to jednak powtarzalne. Choć zawsze trzeba być przygotowanym na niespodzianki, bo np. ktoś akurat zablokuje drzwi obrotowe z tobą w środku :) Zupełnie nowe jest doświadczenie, że wracam samolotem skądś, dokąd przyszłam na własnych nogach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.